Przemyślenia: "Co nas wkurza, co nas denerwuje"- zachowanie ludzi w miejscach publicznych

 

         Na początku pragnę przeprosić tych, którzy poczują się urażeni bezmiarem moich przekleństw i wyplutego jadu, ale muszę powiedzieć, co mi leży na wątrobie (czy też innych organach!). Dzisiejszy post będzie z cyklu "Co nas wkurza, co nas denerwuje". Nie mogę już milczeć, gdy wewnątrz cała się gotuję z powodu ludzkiej głupoty, chamstwa i poczucia bezkarności. Jest cała masa rzeczy, która mnie w ludziach wkurza - i właśnie dziś postaram się naświetlić tylko niektóre przejawy przekroczenia granic, za które walnęłabym niektórych delikwentów patelnią między oczy!

        

 

Zacznijmy od elementarnego braku kultury- zarówno u młodych jak i sędziwych wiekiem.

 

        Może ja się czepiam i nie rozumiem, że świat gna na przód i kultura się zmienia? A może po prostu stara filozoficzna maksyma, która głosi, że "Wraz z postępem techniki, następuje spadek zachowań etycznych" (no dobra- parafrazując, bo nie pamiętam jota w jotę)- sprawdza się idealnie w dzisiejszych czasach?

 

        *  Hmm... zacznijmy od zachowania się w miejscach publicznych - np.w instytucjach publicznych typu biblioteka. 

 

         Sama często jestem gościem w takich przybytkach z racji braku własnego sprzętu blogowego (czyt. komputera vel. laptopa) i często jestem świadkiem nieobyczajnych jak na tę placówkę zachowań. Nie wiem jak współczesne matki wpajają dzieciom (czy w ogóle to robią?) normy dobrego zachowania, ale wiem jak dzieci "chętnie" ich przestrzegają!       
                 

        Najbardziej wkurzające jest oczywiście gadanie (w moich czasach mówiło się, że w bibliotece obowiązuje cisza!)- często na tematy typu :"Ale ona jest brzydka, zobacz jaki ma ryj"- komentując oczywiście wpisy i zdjęcia na ulubionym portalu "młodzieży" poniżej 15 r.ż. czyli Fb. Nie wspomnę już o przekleństwach  i  odbieraniu telefonów, do których drą się jakby byli właśnie na koncercie rockowym i nic nie byłoby słychać!

 

        Napomknę również o zachowaniu pań bibliotekarek, swoją drogą często miłych i sympatycznych, które chyba nie wiedzą jak należy zareagować w w/w sytuacjach.

        Patrzenie spode łba i mówienie:"trochę ciszej" to nie jest dobre rozwiązanie takich sytuacji. Ja na ich miejscu powiedziałabym stanowczo, że jeżeli  "delikwenci" się nie uspokoją to wyjdą z biblioteki natychmiast (nawet zagroziłabym odłączeniem prądu w kompach) i to z wilczym biletem, czyli półrocznym zakazem korzystania z komputerów użyteczności publicznej. Ale "ja to sę mogę" - czyż nie? 

        Niby w regulaminie korzystania z PIAP'ów pisze (och!pardon!- jest napisane!) że nie można ich wykorzystywać w celach rozrywkowych (przeglądanie blogów o miniaturach to jednak wg. mnie forma nauki! Uczę się przecież jak robić mini lampy itd...), a jednak 90% ludzi siedzących na "rządowym" sprzęcie wykorzystuje go do odwiedzenia konta na Fb i grania w gry komputerowe! Paniom to nie przeszkadza dopóki nie zaczną się dywagacje, o tym kto jest na zdjęciach i ile punktów można zdobyć rozwalając tego i śamtego przeciwnika.

        Może pora na zmiany?- każdy, kto przeszkadza nieobyczajnym zachowaniem innym osobom i narusza regulamin biblioteki powinien być z niej bezwzględnie wypraszany!

 

      *  Drugim jakże wkurzającym dla mnie przejawem ignorancji i chamstwa w miejscu publicznym jest "zachowanie" konsumentów  na stoisku z pieczywem w marketach! 


         Ja rozumiem, że nie każdy może mieć wielkopańskie maniery i wysoką świadomość o przenoszeniu drobnoustrojów drogą pokarmową, ale każdy kto umie czytać powinien zapoznać się z "prośbą" sklepu o używanie jednorazowych rękawic i do niej zastosować! (no dobra wystarczy, że będzie chwytał pieczywo łapą włożoną w woreczek, do którego chciał je zapakować). Jeżeli nie dla dobra innych, to dla własnego!

         No cóż - ok.98% ludzi "grzebiących" się w chlebie to dla mnie 'CHAMY', nie nauczone elementarnych zasad dobrego wychowania i nie posiadających kultury osobistej! Nie wiem jak można (dodam, że bezkarnie) macać po kolei pieczywo, bez używania folii? 


        Za każdym razem, gdy kupuję bułki w markecie (dodam, że staram się wybierać te naturalne- bez emulgatorów, polepszaczy i innego syfu) to jestem świadkiem, jak ludzie biorą bułki łapami i wkładają do woreczków. Raz nawet byłam świadkiem jak pewien starszy jegomość macał po kolei (gołymi łapami!) niekrojone chleby (nie zapakowane) by sprawdzić, który jest najświeższy!


       Czy taki jeden z drugim' chamem', nie zastanawiają się, że stosując taką praktykę przyczyniają się do zachorowań wśród społeczeństwa? Przecież są roznosicielami bakterii, które potem mogą wywołać bardzo nieprzyjemne skutki dla organizmu!

 
       Nie wspomnę już że wg. niektórych badań aż 3/4 facetów i 1/2 kobiet po wyjściu z toalety nie myje rąk! O zgrozo! Czy naprawdę chcielibyście jeść chleb z dodatkiem bakterii fekalnych??? Ja nie mogę do dziś pojąć tej ignorancji! W końcu się wkurzę i przestanę mruczeć pod nosem o chamstwie i zapytam kolejnego delikwenta czy  zdaje sobie sprawę z tego, że na kolację zje "chleb z  gównianymi dodatkami"? Ludzie przecież chodzi o zdrowie wszystkich! Jak macie w d.... innych to chociaż pomyślcie o sobie- jak byście się czuli  gdybyście się dowiedzieli, że pieczywo, które zapakowaliście do torby  było wcześniej macane przez chłopa, który dopiero co strzepnął "zwis męski" pod krzakiem za marketem? 

       Tym dobromanierowym radzę kupować pieczywo w lokalnych piekarniach, gdzie podają je ekspedientki w rękawiczkach na dłoniach albo wybierać pieczywo marketowe spod spodu lub w najdalszym kącie półki (zwykle ci co biorą gołymi rękami, biorą te z brzegu!).      

   


        *  Przejdźmy do głupoty- zwłaszcza urzędniczej. 

 
 
      Im dłużej mieszkam na moim startym "łosiedlu", tym częściej zastanawiam się "co tu było, jak tego nie było?"
 
      Tak,... zastanawiam się co wcześniej stało w  miejscu kolejnego blokowiska lub marketu? Już nawet nie pamiętam osiedla z dzieciństwa, mimo iż mieszkam tam nieprzerwanie XY lat (2,5 mc-a u babci-niestety wróciłam na stare śmieci). Widzę za to jak, inwestorzy blokują nas jak w getcie (tu: określenie charakterystycznej zabudowy, a nie miejsca odizolowania ludności przez nazistów na ziemiach polskich w czasie II w.św!).  
 
      Tam gdzie tyko istnieje skrawek zieleni trzeba wpierdzielić kolejny wieżowiec/blok lub market!  
 
      Pamiętam z dzieciństwa piaskownicę i huśtawkę obok "kasztana" oraz małe boisko do gry w piłkę- wszystko obok bloku. Dzisiaj stoi już nowy mieszkaniowiec  i  bez papierów o zameldowaniu nie podchodź! Auto sąsiada, które zaparkowało na nowym parkingu obok "exkluzywu", zjechało (pchane przez tajemniczą siłę) ze skarpy i rano znaleziono je na ulicy pod naszym blokiem. Zagadkowe co? Nam nie wolno parkować pod blokiem, bo karetka nie może przejechać (przez 27 lat odkąd  tam mieszkam takie wydarzenie miało miejsce tylko 1 raz, gdy karetka miał problem z przejazdem, bo jakiś baran zaparkował na łamaniu bloku - na zakręcie!) a oni mają prawo stawiać auta koło "apartamentów"- biada temu, kto też by tak chciał- chociaż nas z blokowiska jest więcej i nie wszyscy mieszczą się na parkingu lub stanowiskach od ulicy (wolne żarty- parking na 8 samochodów przy bloku gdzie mieszka 180 rodzin!). 
 
      Gdy widzę, jak na kolejnych terenach zielonych powstają blokowiska, to autentycznie żal mi serce ściska (kurczę, ale rym- chyba zostanę "połetą")- kto tam madafaken będzie mieszkał, jak większość młodych wypierdziela stąd po studiach a nowe mieszkania koło marketów w bliskim centrum stoją puste!? 
 
      Miasto nie ma kasy na budowę mieszkań socjalnych (trzeba czekać na przydział takiego min. 2 lata a i tak po tym czasie usiłują cię wcisnąć do nory odnowionej za 40 tyś. ale w rozwalonym budynku) ale daje wolną rękę inwestorom do budowania gett, bez widoków na skrawek ziemno-trawiastego obszaru!

             

                  *  Kolejny przejaw głupoty- tym razem ze stron wspólnot mieszkaniowych (a raczej administracji, które w imieniu mieszkańców zarządzają) to nadmiar "maślanych" i nie życiowych tabliczek.

 
        Na jednym skrawku wokół bloku może ich być co najmniej 5! Tam gdzie jest jeszcze odrobina zieleni widnieją idiotyczne tabliczki z napisami typu "Szanuj zieleń" i "Zakaz wyprowadzania/wprowadzania psów na trawnik"
 

        Urażonym moją wypowiedzią już objaśniam dlaczego w mojej ocenie są one beznadziejne!

 
        Zacznijmy od tabliczki "Szanuj zieleń" czyli o co madafaken chodzi? Nie depcz trawy, nie wyrywaj kwiatów, obchodź Święto Ziemi ??? Czy co jeszcze? Nie lepiej konkretnie walnąć, o co chodzi tyko stawiać takie dyrdymały? Z resztą kulturalnym ludziom nie trzeba bić po oczach takimi "masłami maślanymi" by nie dewastowali przyrody, a głupkom i tak  nie wiele one zaprzątną głowę i zmuszą do myślenia! 
 
       A teraz głupota sezonu "Zakaz wyprowadzania psów na trawniki"- to gdzie mają srać? Na chodniku? Sorry za ton, ale zastanówcie się gdzie właściciele psów mają chodzić ze swoimi pupilami, by zrealizować ich potrzeby fizjologiczne? Przecież wiadomo, że psy załatwiają się na trenach ziemisto-liściasto-trawiastych. Gdzie znaleźć taki teren jak wokoło same bloki? Ten zakaz jest nie życiowy, bo ludzie i tak będą wyprowadzać swoje czworonogi tam, gdzie bez uszczerbku dla ludzkiego oka, mogą się one wypróżnić. Inna kwestia to oczywiście sprzątanie po czworonogu! 

       Zgadzam się z tym, że powinno się na terenach zielonych sprzątać pozostałości "żarciowe" swoich podopiecznych. Ale znów pytanie- jak to zrobić gdy nie ma śmietników??? Miasto każe sprzątać ludziom po swoich pupilach pod karą grzywny 500 zł (za plucie na chodnik też można tyle teoretycznie dostać- jakby ktoś nie wiedział- ale rozbite butelki po libacji to chyba "dar" bezcenny?), ale nie zapewnia warunków do przestrzegania prawa.

       Na moim osiedlu stoją beznadziejne tabliczki "Zakaz wyprowadzania psów..." zamiast "Właścicielu sprzątaj po psie, bo możesz stracić 500zł". Na innych osiedlach są specjalne kosze z napisem "Sprzątaj po psie" lub "Kosz na psie kupy" ale nie na moim- tu są tylko zakazy, a kosze są usytuowane w odstępie paru klatek i tylko z przeznaczenie na śmieci nie odzwierzęce! Nie wspomnę już, że na terenach bardziej zielonych np. mała łąka obok bloku, nie ma ani 1 kosza na cokolwiek! Ale ustawa nakładająca 500 zł kary na właścicieli zwierząt, co nie sprzątają kup- jest!
 

         * I na koniec dochodzimy do poczucia bezkarności- tak do wynaturzenia maksymy "Żyj i pozwól żyć innym"! 

 
 
        Ja wiem, że nie każdy ma taki sam kodeks postępowania moralnego, poziom kultury osobistej lub tolerancji. Ale do cholery każdy ma (chyba?) rozum i powinien umieć go używać! Zwłaszcza gdy postępuje moralnie nagannie i nie obchodzą go skutki takiego postępowania!
       Ostatnie 10 lat to dla mnie wkurzająca tułaczka po bazarach, odpustach i festynach w poszukiwaniu chleba. Razem z ojcem staramy się związać koniec z końcem, (prawie) darmowo tułając się, to tu, to tam z nadzieją na zbyt chińskich (czasem angielskich) i własnoręcznie robionych wyrobów. No dobra te 10 lat to z przerwami - 1 tys zł  dla ZUS-u to dużo kasy, zwłaszcza gdy dziennie można zarobić 100, 50, 20, 2 zł lub nic! Te nic lub przysłowiowe 20 zł na paliwo (by tylko dotrzeć do domu) to ostatnio norma! Czasem uda się uhandlować 20 zł dziennie, czasem tyle samo na na tydzień- z czego płacić składki, jak ludzie wolą kupować w marketach, ciuchlandach i galeriach niż na bazarach?

       Najeździłam się wystarczająco po miastach i "pipidówach" województwa, w upał i słotę, w dni powszednie i niedziele i mam serdecznie dość tego wszechobecnego chamstwa cwaniaków, którzy myślą (myślą! dobre sobie!), że zbiją kokosy na chińskim chłamie, jak wcisną się w każdy zakątek placu lub zajmą cały pasaż handlowy! 
 
      Mam dość nienawistnego spojrzenia konkurencji zatytułowanego "Patrzcie! Jeszcze jeden, który próbuje mi zmniejszyć dochód! A przecież ja muszę- zrobić nowe podłogi w salonie, opłacić czesne córce/synowi w prywatnej szkole ...". 
 
 
      Mam dość "ustawiania" przez chamów, którzy jadą po 100 km i śpią w samochodach, by zająć najlepsze miejsce - najlepsze wg ich mniemania! Nie mam nic przeciwko temu, że ludzie szukają nowych rynków zbytu- to normalne, ale k.... nienormalna jest ilość jadu jakim plują próbując "uzmysłowić" innym, że nie przyjechali tu na darmo. 
 
      Zwykle jak już taki cham zauważy, że przyjechali "spóźnieni" (na odpusty zwykle przyjeżdża się 1 dzień wcześniej, by spać w samochodzie i pilnować miejsca tuż obok kościoła, choć do miejscowości rzeczonego odpustu niektórzy z nich mają np. 30 min - 1 godz drogi!), to próbują ustawiać ich wg własnego "stoi mi się!".  Dosłownie to wygląda to tak : "Przyjechałem z ....... , spałem 2 dni w samochodzie i nikt nie będzie mi się tu wciskał  (och pardon! wpier....ał)- choć trzeba dodać, miejsca jest sporo, a plac nie jest własnością prywatną ani nie jest wcześniej rezerwowany! 
 
 
      Tacy ludzie z marszu obrzucają inwektywami, "tykają" (choć kultura nakazuje mówić nieznajomym na per pan/pani) i wskazują wygodne (dla siebie samych) miejsce innym! Byle broń Boże nie stanąć za blisko, bo te tłumy, które będą "walić" na stragany wychodząc z kościoła, muszą mieć 50 m (w szerz) przestrzeni by stanąć przy ich straganie. Potrzeba kawał placu, by tłum (10 osób!) miał gdzie podziwiać plastikowe uzbrojenie z chińskiej fabryki i aby małolaty widziały te "tony" petard, które sprzedawca może im wcisnąć mając w d.... obowiązujące przepisy prawa polskiego, zabraniającego dzieciom i młodzieży do 18 r.ż sprzedaży petard! 

                 

      No i tym sposobem dochodzimy do bezkarności- tak bezkarności sprzedawców-opdpuściarzy, którzy (w większości, ale nie wszyscy!) sprzedają małoletnim 7 - 10 letnim chłopcom, petardy hukowe - licząc na to, że się wzbogacą!

 
       Jak wspomniałam wyżej, nie tylko popełniają przestępstwo, ale też nie liczą się z konsekwencjami swoich czynów. Jak taki małolat rozpierdzieli sobie łapy albo rzuci petardę komuś pod nogi/ do mieszkania/do wózka (!- też się może zdarzyć), to kto będzie za to odpowiedzialny? Kto będzie ponosił karę za ewentualne wypadki, straty zdrowotne czy materialne? Głupi gówniarz, dla którego wystrzały niczym na Sylwestra, to dobra zabawa czy sprzedawca, który się wszystkiego wyprze? 
 
      Najbardziej dołujące jest to, że dorośli świetnie widzą, kto kupuje petardy i nic z tym nie robią- żadnej uwagi- żadnej policji. Jak cudze dzieci kupują to w porządku, ale własnemu bym  nie pozwolił (choć widziałam, też takie przypadki jak dorośli kupują dla dzieci!- swoich własnych).  
 
     Co ja jedna mogę zrobić- dzwonić po gliny jak widzę, ale nie mam dowodów?- przecież nie stanę z kamerą w ręku na wprost sprzedawcy i nie będę filmować! Gdyby nawet, to co później - odwet??? Przebite opony czy agresja "pięściowa"? Wkur... mnie tak źle urządzony świat- przepełniony agresją, ignorancją i cwaniactwem, ale sama jedna g....  mogę zrobić- jestem za "mała" i nie znam "krav-magi"! (gdybym ćwiczyła to może byłabym odważniejsza!).


       Na tym zakończę ten za długi post- nie licząc na to, że ktokolwiek poza mną go kiedyś przeczyta, ale to mi "zwisa i powiewa" jak się w czasach mojej młodości mówiło! Zdaję sobie sprawę, że to może być mój ostatni post, bo ludzie którzy od przypadku tu zaglądają zwieją gdzie pieprz rośnie, po przeczytaniu paru napisanych tu inwektyw, ale nie będę płakać! Jest mnóstwo innych rzeczy, zdarzeń i osób, nad którymi można ronić łzy!!!


EDIT: 10.04.2015
 
       A jednak można- przynajmniej z koszami na psie kupy, zamiast głupich tabliczek "zakaz..." :) ... ale na innych łosiedlach!




           

                   Jest jeszcze jeden rodzaj tabliczek: "Zakaz dokarmiania ptaków"  

(czasem piszą też "... w obrębie budynków" i umieszczają tam gdzie nie ma budynków!). Najlepiej jakbyśmy nawet w zimie nie dokarmiali bo potem ptasie kupy wszędzie znać! Zamiast tabliczek postuluję karmniki! Na jednym z łosiedli karmniki są  ustawione prawie koło każdej klatki wejściowej i jest dobrze!
        Ale nie martwcie się administratorzy! Nawet gdybyście wszędzie postawili te tabliczki, to i tak natura sama swoje ptaszyska wykarmi (no czasem z małą pomocą śmietników)!





      Z chamami, którzy biorą bułki gołą łapą to chyba nic się nie da zrobić - ledwo widoczna prośba na szybie w dyskoncie, nic tu nie da. Tu trzeba jakiegoś strażnika Teksasu, który by stał na stoisku z pieczywem i mówił: "Rękawiczki, k...a!"

 
EDIT:2021. Ten post jest jeszcze bardziej dosadny z perspektywy ówczesnej pandemii. 
 
     Polacy nadal w sklepach nie przestrzegają higieny. Żaden reżim sanitarny nie pomoże gdy ktoś  nie ma podstaw dobrego wychowania i kultury osobistej. Większość ludzi wchodzących obecnie do sklepów nie dezynfekuje już rąk, jeżeli obok dozownika nie stoi ochroniarz, który o tym obowiązku im nie przypomni!


2 komentarze:

  1. Nie tak dawno sama wylałam gorycz egzystencji na bloga. Mam własna teorie na ten stan rzeczy ale zostawię ją dla siebie tylko dlatego że spotykam osobiście ludzi którzy do mnie zaglądają a moje analizy zahaczają o sfery bardzo osobiste i intymne. Ludzie ułomni są i coraz mniej od siebie wymagają. Ideały sięgnęły bruku a przykład który zawsze powinien iść z góry w dół nie jest godnym naśladowania i na dzień dzisiejszy obejmuje wszystkie dziedziny życia... bardzo to smutne ... Co możemy ? Ja naprawiam co złe w moim mikroświecie. Nie mam na wszystko wpływu ale upierdliwie poprawiam, co mi pozostaje!? Wkurzam się klnę w duchu i pomstuję ale puki starczy mi sił i bedę przytomna na tyle by mieć wpływ na moja mikroprzestrzeń będę walczyć. Ogrzewam się w cieple drobnych sukcesów, ładuje akumulatory i idę dalej zmagać się z głupota... Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety masz rację..... długo i dużo można na takie tematy pisać :/ , "szkoła przyjazna dzieciom" ( !) , "szpital przyjazny pacjentowi " (!) czyli "surrealizm po polsku "...... :(

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.