Jak i dlaczego sklepy w Polsce marnują jedzenie? Rzecz o promocjach i freeganizmie.
Miałam w planach jakieś 2-3 lata temu napisanie posta o tym, co mnie wkurza w robieniu zakupów i jakie "kłody pod nogi" klientom rzucają same sklepy. Bodźcem do tego była oczywiście własna (niejedna) przygoda zakupowa i moja frustracja na taki stan rzeczywistości, jaki zastałam podczas zakupów, oraz same produkty, które ładnie mówiąc były totalnymi bublami.😡
Niestety ja szybciej myślę, niż piszę (ach, gdyby istniało urządzenie podłączane do mózgu w chwili myślenia, które mogłoby zapisywać na komputerze wszystkie moje "wypowiedzi w głowie", to ten blog miałyby jakieś 2-3x więcej postów niż w obecnych 12 latach!).
Tak, już 12 lat piszę o wkurzającym mnie świecie, więc mam nadzieję, że ktoś to czyta oprócz mnie, a jak czyta to wyciąga własne wnioski i może przynajmniej przemyśli czasem jakiś temat i zmieni swoje postępowanie na lepsze (nadal powtarzam mój ulubiony slogan: BUŁKI NIE UMYJESZ! Zapraszam do przeczytania pozostałych postów z cyklu : "Co mnie wkurza", by zrozumieć o co mi chodzi.).
Dzisiaj skupię się wreszcie na tym, co mi chodziło po głowie odnośnie do (tak... zawsze odnosimy się DO czegoś!) kwestii promocji i less waste w "świecie żywieniowym".
Jak sklepy marnują jedzenie w Polsce?
W kwestii marnowania jedzenia to ja już nie mogę przestać się wkurzać! Szlag mnie już trafia na to zakłamanie sklepowe! W marketach obniżki rzędu 0,30 gr taniej, bo towar 'wychodzi z terminu' (prawdziwy przykład z Lublina, E. Leclerc na ul. Turystycznej!) a firmy wyrzucają tony jedzenia do śmieci!
Jeszce 2-4 lata temu jak mnie pamięć nie myli, polowanie w sklepach na przeceny, przynosiło mi znaczne obniżki w budżecie "jedzeniowym". Często udawało mi się znaleźć promocje rzędu 50-70% przeceny na produkty, których termin przydatności do spożycia miał minąć tego samego dnia co zakup lub 2-3 dni później. W moim koszyku co rusz lądowały "wędliny sojowe", tudzież inne roślinne zamienniki mięsa, warzywa i owoce, a nawet chleb. Niestety wszytko co dobre kiedyś się kończy, a moje zakupy "promocyjne" w dużej mierze się skończyły, bo przyszła INFLACJA!
Jak wiecie (albo i nie?) są 2 daty przydatności produktów do spożycia:
- należy spożyć do (termin teoretycznie nieprzekraczalny, ale ile to już razy zdarzało mi się jeść nabiał po 'ostatecznym' terminie? - nawet prawie 2 tygodnie! Trzeba zawsze sprawdzać smak, zapach i konsystencję oraz brak oznak pleśni)
- najlepiej spożyć przed (najlepszy termin, w którym żarcie zachowuje najlepsze walory smakowe, witaminowe itp., co nie znaczy, że jak się go przekroczy, to żywność nie nadaje się do spożycia! Teoretycznie np. miód nie ma terminu ostatecznego do spożycia, bo zdarzało się znajdować owy w grobowcu Faraona sprzed kilku tys lat i podobno był jeszcze dobry 😅)
Kwestia marnowania jedzenia przez sklepy, sprowadza się zasadniczo do pytania:
"Dlaczego sklepy wolą wyrzucić jedzenie, niż je maksymalnie przecenić w ostatnich dniach do spożycia, by pomimo braku zysku, ich nie zmarnować i nie płacić za utylizację?".
Ponadto sklepy zachęcają klientów do kupowania jak największej ilości jednego rodzaju towaru w okazyjnych promocjach, powodując stale rosnący konsumpcjonizm.
Was też wkurza akcja typu "kup 2 to przecenimy o kilka groszy każdą sztukę", i to jeszcze z kartą/aplikacją itp.?
Jak pamiętam, to inspiracja do tego typu promocji wyszła chyba od Żabki, bo tam po raz pierwszy spotkałam się kilka lat temu z polityka "kup 2 to damy przecenę", podczas gdy konkurencja normalnie jeszcze przeceniła po 1nym produkcje. W ostatnich latach poszło to lawinowo na inne dyskonty.
Wkurza mnie to, że nie mogę kupić już 1 szt. tego, czego potrzebuję przecenione np. 0,50 gr, tylko przecenia się ten towar o 1 zł, ale wymóg jest taki, że muszę kupić 2 szt. żeby otrzymać taką obniżkę! I na tym polega walka z konsumpcjonizmem i marnowaniem żywności? 😒
Nie mówiąc już o akcjach lojalnościowych i zbieraniu naklejek na "darmowiaki", które w kolejnych latach masowo walają się po ciuchlandach za 1 zł i nikt ich nie chce nawet za tą cenę, choć kilka lat temu prawie wszyscy zbierali naklejki po 40-60 zł/szt a trzeba ich było mieć ok. 40 (taki 'darmowy' pluszak w ostateczności kosztował bagatela kilka tysięcy!). Kolejne tego typu akcje mają się wciąż dobrze, o czym świadczy wymiana na grupach facebookowych naklejek na kolejne "darmowiaki" w tym roku.
A
niby nikt już pluszakami nikt się nie bawi, o czym świadczy fakt, że
najwięcej ich się wala w ciuchlandach i ludzie oddają za darmo, bo nie
opłaca się sprzedawać! Sama coś o tym wiem.
Jak przeceny robi Carrefour?
Kiedyś było nawet tak:
[P.S. Kaufland robi tak samo, gdy termin nie kończy się dziś, ale za 3-4 dni!]
A nawet tak, jak już sporo po terminie 😱
A tak Carrefour chce cenowo przyciągnąć klientów- już liczą w groszach!
To zdarza się w Auchan
(nie licząc "promocji" rzędu -10% do -30%, jak zbliża się koniec!)
Tak przeceny robi Lidl
ale czasem też tak ...
Aldi robi przeceny zawsze o 30%, gdy zbliża się końcowy termin.
Jak przeceny robi Leclerc ?
Leclerc ul.Turystyczna w Lublinie. Na Zana, gdzie jest 2gi sklep przeceny wyglądają inaczej! |
W tym miejscu nadmienię, że 2 markety niby tej samej firmy z tym samym towarem potrafią różnić się co do polityki prowadzenia przecen, a nawet dostępności towarów w promocji!
Kilka miesięcy temu uświadomiłam sobie dobitniej, że oba markety Leclerc które mieszczą się w Lublinie radykalnie różnią się polityką wobec klientów!
Byłam w Leclercu na Zana, choć nieczęsto tam jeżdżę i przy okazji wzięłam gazetkę z promocjami od 28.08.2023. Pełna euforii powiedziałam mamie, że jej farba do włosów będzie w znacznej, dawno niewidzianej promocji.
Na koniec przykład przeceny z Biedronki.
Ja już nawet nie wiem, jak to odczytywać! Ta cena referencyjna to (przecena) obniżka z ostatnich 30 dni, czy jak? Fajna byłaby przecena z 1 zł na 1, 28 zł, czyż nie!?😵
Rzecz o freeganizmie i skipowaniu, czyli wygrzeb sobie dobre żarcie ze śmietnika.
Oglądam czasem na You Tube filmiki Jak przeżyć w Wielkim Mieście i nie mogę uwierzyć, ile dobra ląduje na śmietniku (przynajmniej w Krakowie!), bo się 'zmarnowało', zanim się sprzedało.
Jeszcze raz powtarzam, że to zbrodnia w biały dzień, że to jedzenie jeszcze przed upływem terminu do spożycia nie jest przeceniane w sklepach rzędu 50-80%, by sprzedać nawet z minimalnym zyskiem, tylko wyrzucane, a przecież za utylizację zepsutego jedzenia firmy muszą płacić (no chyba że o czymś nie wiem?)!
Ja co prawda nie miałam stricte okazji, by "zanurkować" w śmietniku, bo o 24.00 już śpię, a nie włóczę się po ulicach, i to sama (za dnia to nie ma okazji do skipów ani możliwości, gdy ludzie się kręcą), ale trafiło mi się parę okazji zgarnięcia niepotrzebnych już "fantów" żywnościowych. Między innymi skorzystałam na tym, że ktoś zostawił połowę pudełka czekoladek Ferrero Rocher (ok. 20-25 zł za pudełko!) na krzaku niedaleko sklepu. Abstrahuję w tym poście o molochach zanieczyszczających klimat i mających często nieczyste sumienie wobec pracowników (olej palmowy to ostatnio największy grzech przemysłu spożywczego!)- przejdźmy do porządku dziennego i dalszej części posta (o tym będzie innym razem).
Idąc po bandzie- żarcia z Biedronkowego kontenera na "zmieszane" jeszcze nie zdobyłam, ale uratowałam jednego kwiatka porzuconego w biedrowej lokalizacji. Zwykle wisi w tym miejscu długa kłódka, ale tym razem "coś z nią było nie tak", bo było otwarte (niedziela- pewnie ktoś był na skipie w nocy), więc przechodząc dostrzegłam coś w doniczce.
Najpierw myślałam, że to bazylia, czy jakieś inne zioło w donicy, które już zwiędło, ale po bliższym przyjrzeniu moim oczom ukazała się rozgałęzione Chlorophytum (Zielistka). Szybko zabrałam biedulę spod pojemnika- a jako że na rogu wprost na śmietnik wychodzi kamera z pobliskiego bloku, a tuż za rogiem jest komenda policji, to nie ryzykowałam w biały dzień, że mnie jeszcze ktoś oskarży o kradzież śmieci i szybko zwiałam z kwiatkiem pod pachą!
Tak oto na moim parapecie zagościła całkiem jeszcze nieuschnięta Zielistka, która w chwili dotarcia na parapet wyglądała tak:
Po roku u mnie:
Kilka dni później przechodząc koło jednego z Lidlów w Lublinie, natknęłam się na 2 sztuki przecenionych bukietów róż leżących między lidlowym zamykanym śmietnikiem a paczkomatem. Raczej nikt ich nie zapomniał, bo żywej duszy w okolicy nie było, a kwiaty leżały na murku bliżej śmietnika niż paczkomatu. Niewiele, myśląc wzięłam jeden bukiet, by się nie zmarnował do reszty! Zasuszony stał jeszcze kilka tygodni w ozdobnym wazoniku za szybą regału. Jak widać, tyle warte są marketowe kwiaty!
Co do kwiatów w marketach, to nie wiem, dlaczego nikt nie protestuje jeszcze w ich obronie? Czy ktoś w ogóle przygląda się żywym roślinom, które powoli umierają na sklepowych półkach?
Praktycznie w każdym dyskoncie spożywczym i hipermarkecie marnowane są rośliny! W Lidlu i Carrefour jeszcze przeceniają o 50%, ale to, co tam stoi nawet nie nadaje się w większości do zasadzenia! To są już niestety kwiaty uschnięte i zwiędłe, takie których nawet w przecenie nikt nie weźmie!
Szkoda, że markety na fali "popularności" ściągają te rośliny czasem z końca świata (popularne choćby Monstery) a potem pozwalają im usychać na półkach. Co z tego, że zwiędnięta roślina egzotyczna stoi za pół ceny np. 25 zł zamiast 50 zł, skoro wygląda jak dogorywający kwiat na pustyni? Nikt, kto nie zna się na ratowaniu roślin jej nie kupi i wyląduje w koszu, jak moja biedna Zielistka!
Kwiaty w Ikea Skende Lublin |
Ubolewam, ale u mnie w Lublinie śmietniki sklepów "dyskontowych" i hipermarketów są w większości strzeżone kamerami i kłódkami jak Alcatraz (tak dosłownie mogłabym powiedzieć o Carrefour Express na ul. Andersa - nawet drut kolczasty jest!), więc zabranie stamtąd czegokolwiek jest niemożliwe, no chyba że chcesz ryzykować zamkniecie w pierdlu za włam, czy "kradzież".
Niestety wbrew mojemu ulubionemu mottu "Co jeden wyrzucił, drugiemu się przyda", rzeczywistość nie jest sprawiedliwa! Była taka historia kobiety (nagłośniona w programie ALARM!), która wzięła banana ze śmietnika Biedry i oskarżono ją o kradzież, przez co musiała się bronić przed sądem. Ten przytomnie wydał wyrok dla niej korzystny, ale sam przypadek pokazuje bezmyślność przepisów w państwie "prawa".
Nie wiem, gdzie skipują freeganie w tym paradoksalnym mieście, ale podejrzewam, że 'kokosów' to nie znajdą (a może się mylę?). Nawet osiedlowe sklepiki typu Żabki mają monitoring koło sklepów, co już jest przeszkodą w grzebaniu w zawartości ich śmietników (czasem nawet nie mam pojęcia gdzie oni wyrzucają śmieci, bo żaden kontener nie stoi obok sklepu!). Słyszałam też o różnych praktykach polewania wyrzuconych produktów chemikaliami żeby już innym się nie przydało. Podobno robi tak jedna lubelska sieć handlowa (z info przeczytanych na FB od rzekomych pracowników tej firmy).
Z jednej strony rozumiem sprzedawców, którzy nie chcą, żeby ktoś rozwalał "nieczystości" po ich posesji i zostawiał za sobą rozgardiasz (oraz widział, ile żarcia wyrzucają, bo się przeterminowało!) a z 2giej uważam za skandal, że tyle dobrych jeszcze produktów się marnuje, a są tacy co głodują! Można by było je np. dostarczyć (za pomocą zewnętrznych wolontariuszy) do Jadłodzielni lub instytucji pomocowej (te ciągle apelują o pomoc żywnościową- nie wiem dlaczego, skoro podobno sklepy są już zwolnione z podatków od darowizn produktów?)
Co do Jadłodzielni lubelskiej, to też mam kilka słów "pocieszenia" 😔
Miejska lubelska lodówka społeczna, gdzie można zostawić nadwyżkę jedzenia, by inni sobie wzięli, to dla mnie tragedia na skalę ogólnopolską!
Nie tylko jeśli chodzi o zaopatrzenie, którego właściwie ciągle nie ma, ale przede wszystkim, jeśli chodzi o poziom higieniczności regałów, na których można zostawić jedzenie!
Brudno tam nie mniej chyba niż u mnie w piwnicy, a jako że regał na żywność stojący obok lodówki jest biały, to każdą wadę widać jak na dłoni! (sama lodówka też czystsza nie jest, przynajmniej, jeśli chodzi o wizytowane przeze mnie dni).
Frustruję mnie to, ponieważ już 2x widziałam, jak leży tam nadwyżka chleba i bułek- bezpośrednio na brudnej półce, bez jakiejkolwiek folii! (zarządcy tej inicjatywy chwalą się nawet takimi zdjęciami na FB 😑😒😓). Po prostu ktoś wrzucił pieczywo na kupę, jak dla świń, a nie ludzi! Bez zachowania jakichkolwiek higienicznych wytycznych nawet w czasie pandemii (w 2021 r. po raz pierwszy natknęłam się na taki widok!).
Może w odczuciu innych to jakiś akt łaskawości, że nie wyrzucono tego pieczywa do kosza tylko dano do Jadłodzielni, ale jakby się tak zastanowić, to czy możliwe konsekwencje spożywania takiego "delikatesu" nie byłyby poważniejsze niż jego niezjedzenie? Przecież tam chyba nikt nie wyciera tych półek! Co z tego, że lodówka jest ulokowana na Targu skoro 'ciecie' dbają tylko o zamiatanie i zamykanie obiektu a nie higienę tego przybytku (przynajmniej ja tyle tylko dostrzegłam)?
Zwykle koło Jadłodzielni kręci się kilkoro"miejscowych", którzy okupują miejscówkę non stop i czasem są to ludzie oględnie mówiąc, wyglądający jakby nadużywali alkoholu. Jest też część stałych bywalców, zwłaszcza starszego pokolenia, która zaledwie tylko pali papierosy, zasmradzając tym samym przestrzeń wokół i potencjalne artykuły spożywcze, którzy ludzie tam przynoszą. Są również osoby wyglądające "normalnie" ale niezamożnie oraz miejscowi targowicze. Wyrażam jednak przypuszczenie, iż pomimo przymocowanego przy kracie dozownika na płyn dezynfekujący, "nikt z kolejkowiczów raczej nie zwracał sobie nim głowy, czekając na rzut pieczywa na brudną półkę", choć mam nadzieję, że się mylę- ale niejedno zaniedbanie higieniczne widuję na co dzień nawet w sklepach, więc się nie łudzę poprawą stanu mentalności społeczeństwa w zakresie higieny ! Ludzie już rąk nie dezynfekują w 4 lata po Covidzie!
Wiem, że zaraz ktoś mi zarzuci, że ludzie korzystający z takiego miejsca powinni się cieszyć, że w ogóle tam coś znajdą i nie powinni zwracać uwagi na zaniedbania (w myśl zasady "darowanemu koniowi..."), ale jak to możliwe, że tak duże miasto, w którym co rusz na każdym osiedlu buduje się apartamenty, nie stać na porządniejszą lodówkę i zapewnienie czystości regałom dla 'potrzebujących'?
KUL jakoś stać - tam też w jednym z gmachów stoi lodówka w ramach dzielenia się nadwyżką jedzenia - ładna i nowoczesna, ale niestety wiecznie pusta (przynajmniej jak tam kilka razy byłam)!
Jak patrzę na zdjęcia z innych miast to powiem głośno, że Lublin ma się czego wstydzić! Nie dość, że Jadłodzielnia jest ulokowana na zadupiu na targu zamykanym w nocy (Targ na ul. Tysiaclecia naprzeciw Bazaru), to jeszcze pewnie tylko garstka ludzi w mieście wie, że coś takiego w ogóle u nas działa i gdzie jest! Reszta niestety wyrzuca jedzenie pod pojemnikami w nadziei, że jakiś bezdomny znajdzie i nie zmarnuje!
P.S. Te torby widoczne na pierwszym zdjęciu powyżej, to nie żarcie, które ktoś przyniósł, tylko torby pań polujących na żarcie (wyrażam przypuszczenie że targowych, bo były na miejscu). Tuż po przyniesieniu fantów przez jakiegoś chłopaka zaczęły pakować wszystko, co się dało i nic nie zostało dla innych 😒
Na razie to na tyle moich wywodów, bo nie zmieszczę wszystkich "wad" przemysłu w jednym poście. Zachęcam do śledzenia kolejnych postów i wpadania do zakładki "Co mnie wkurza" i "Przemyślenia".
Brak komentarzy: