Jak nas wkręcają firmy kosmetyczne? Opis nadużyć względem nieświadomego klienta


                  W dzisiejszym poście ponarzekam trochę na „wybryki” firm kosmetycznych. Nie raz się przekonałam na własnej skórze (a właściwie składzie!) że:
  • to co piszą producenci na opakowaniu nijak się pokrywa ze składem faktycznym produktu (rozbieżność między słowami producenta a składem inci na temat obecności konkretnego składnika)
  • ten sam produkt występuje pod różnymi nazwami w obrębie tego samego producenta (identyczne składy pozornie różnych produktów)
  • znika data ważności albo jest tak zakamuflowana że nie wiadomo czy się nie przedawniła (brak daty na opakowaniu mimo że jest napis by jej szukać na zgrzewie)

            Zaczynając od demaskowania "wpadek" firm kosmetycznych pokuszę się o przykład bez zdjęcia niestety. Jako wegetarianka unikam w kosmetykach produktów powstałych z martwych zwierząt takich jak żelatyna, kolagen itp. (nie dotyczy produktów do pozyskania których nie trzeba zabijać zwierząt np. mleko, miód-... wegan proszę o nie wtrynianie argumentów bo wiem że te produkty nie są całkowicie cruelty free ale nie o tym tu mowa!)
            Zawsze jak widzę napis " z kolagenem" lub kolagen, na opakowaniu to omijam produkt z daleka. Czasem jednak gdy pojawiają się nowości, sięgam z ciekawości po skład. I tak pewnego razu odkryłam że szumnie reklamowany na opakowaniu  płatków pod oczy kolagen to w istocie "kolagen roślinny" czyli guma natto! 
            Jak się okazuje nie wszystko co piszą na opakowaniu ma swoje przełożenie na skład. Ileż to razy retinol w deklaracjach producenta faktycznie zmienia się w retinyl palmitate czyli najsłabszą postać wit.A?

    💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭💭

             Zdarza się że producenci zasypują rynek produktami które nieznacznie różnią się składem i wymyślają wciąż nowe serie zachwalając ich "cudowne właściwości na to i siamto". Czasem składy różnią się zaledwie 2ma składnikami, ale czasem można się również "naciąć" na to samo w różnych opakowaniach! Przykłady znajdziecie na zdjęciach poniżej!
            Zdarzyło mi się kupić (specjalnie) 2 maseczki jednego producenta bo chciałam pokazać że maja identyczny skład. Co więcej obie stały koło siebie na półce! Dopiero po jakimś czasie jedną wycofano (nie wiem czy z rynku w ogóle czy tylko z Rossmanna?). Czołowy producent płynów do higieny intymnej też ubarwia "rzeczywistość produktową" jak może 😒



            Kolejny problem to świeżość kosmetyków. Po wpadce jaką zaliczyłam z maseczką firmy której peeling prezentuje na zdjęciu (plastelina którą nie dało się nawet nałożyć na twarz i po raz pierwszy wyrzuciłam owe g...!)- zaczęłam doszukiwać się daty tam gdzie faktycznie powinna być a nie tam gdzie wpierdzielają nr serii.
            Ciekawe że producent tych maseczek wraz uwzględnia datę na zgrzewie a raz nie- zależy od danej partii towaru! Jakby tego było mało na drugiej partii pisze w języku polskim żeby szukać daty na zgrzewie a na poprzedniej dopiero pod naklejką z językiem polskim jest napis po angielsku "best use before: see the sealing!".
           Ja pytam się gdzie na tym sealingu jest ta data? Jedyna data (cyferki jakiekolwiek) jest na zgrzewie dolnym ale to chyba nr serii? I weź tu bądź mądry! Ważne czy nieważne?





              Ostatnie zagadnienie skupia się na "wpychaniu" przeterminowanych produktów klientowi w popularnych dyskontach! Tak w tych popularnych "Stonogach" w których robi zakupy jakieś 80-90% Polaków (te 10% to pewnie lata do Mediolanu po papier do d...😂)

              Wiem że ten post miał powstać przeszło rok (albo i 1,5 roku) temu ale dopiero dziś miałam wenę twórczą (no i trzeba było wstawić zdjęcie na Insta!) by obrobić zdjęcia, dlatego serum prezentowane na ostatnich zdjęciach nie figuruje już na półkach sklepowych w takim opakowaniu. Firma która wypuściła ten produkt na rynek ma 3 podobne sera do rzęs w innych już opakowaniach a ich cena jest oczywiście dużo wyższa. 

              Nie to żebym się czepiała działania bo choć nie ma sławnego Bimatopostu w prezentowanym serum to efekty nawet zauważyłam.Czepiam się "praktyki" sprzedawania przeterminowanych produktów  z obniżoną ceną tak by wypchać zapasy z dyskontu!
               Zwykle sprawdzam nie tylko skład ale też datę ale jako że się spieszyłam i wpadłam tylko po to serum, nie zwróciłam uwagi że jest przeterminowane! W domu oczywiście najpierw je otworzyłam a dopiero potem zgapnęłąm na pudełko i doznałam szoku! Produkt był właściwie przeterminowany o 5 m-cy! Jako że rozerwałam trochę opakowanie a serum nie miało dziwnej konsystencji ani zapachu to zrobiłam eksperyment i używałam aż się skończyło. Krzywdy mi nie zrobiło ale wiem że nie powinno się używać przeterminowanych kosmetyków bo to może się źle skończyć. Chcę tylko przestrzec przed ślepym "zaufaniem" do sklepów.

     Zawsze sprawdzajcie datę ważności- WSZYSTKIEGO!






               I na koniec jeszcze smaczek- fabryczna kradzież produktu w opakowaniu! Już 2 x mi się zdarzyło że fabrycznie zapakowany krem nie był pełny. W przypadku serum do ciała Eveline nie było aż 1/4!



1 komentarz:

  1. W Biedrze to wiele numerów, nie tylko przeterminowane produkty, często nie zgadza się ich gramatura/waga. Trzeba zawsze uważać co się tam kupuje.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.