O sprzedaży (sprzedawcach raczej) słów kilka/How to (not) sell everything

1/16/2015


        Z cyklu przemyślenia słów kilka o: sprzedawaniu, handlu i sprzedawcach! 

 

       Ostatnimi czasy zakupy nie są dla mnie przyjemnością, ale miotaniem się między marketami w poszukiwaniu w miarę rozsądnego towaru (czyt. nowego tabletu z 3g (czy też tableta- jak zwał tak zwał!) za niską cenę (do 300 zł).

  1. Muszę przyznać, że męczą mnie nie tylko braki towarowe- te z cyku towar na zamówienie:

-"Możemy zamówić- ale trzeba zapłacić"
-"Jak to w ciemno mam brać? Ja chce tylko przetestować i zobaczyć czy mi odpowiada! Jak będzie do d... to jak go potem zwrócę? Co podam w uzasadnieniu wady? Chodzi za wolno? Zacina się? Nie odbiera pasma Aero2? WTF!"

     2.  Męczą mnie również czasem niekompetentni sprzedawcy:


-"Ta klapka powinna się otwierać żeby móc włożyć kartę!"
-"Oj chyba się nie otwiera! Nie wiem!"
-"Powinna się otwierać skoro ma obsługiwać kartę SIM!"
PO OTWORZENIU KLAPY
-"A ..... tak! Otwiera się!"
  

      3.  Czasem wkurza mnie sam sprzęt, który podobno ma właściwości ale defacto ich nie ma! 

       Czasem sprzedawca jest rzeczowy i kompetentny, ale nijak nie idzie obsłużyć cudownego sprzętu, który nie wykrywa karty SIM (po kilkukrotnym kombinowaniu z wkładaniem na różne sposoby!). Masz ci babo tablet!
          
      Moje doświadczenia z handlem są różne- "robię" w tym od 10 lat (tylko pomocnictwo- niestety nikt mi za to nie płaci- kasa zostaje w rodzinie:) i muszę przyznać, że jeszcze mało o sprzedawaniu wiem! 

      Wiem również, że nie tylko ja  muszę się doszkolić;  "sprzedawcy" zatrudnieni w sklepach branżowych czy hipermarketach też, ponieważ nierzadko mają braki do uzupełnienia. Przede wszystkim oblewają w podejściu do klienta:

  • rozmawiają z innymi kolegami po fachu (nie na temat o który pytasz!) lub przez telefon podczas obsługi 
  • śpieszą się  "załatwieniem" ciebie ("Zaraz idę na przerwę!"), 
  • lekceważą, albo nie zauważają cię, gdy stoisz tuż obok! Często to ja muszę "ganiać" za osobami odpowiedzialnymi za sprzedaż i pytać o konkretne rzeczy po które przyszłam! Czasem sprzedawcy są za bardzo upierdliwi, gdy tyko wchodzisz i chcesz się w spokoju rozejrzeć, a czasem gdy chcesz od  nich konkretnej porady to żadnego oczywiście pod ręką  nie ma!
  • nie znają towaru, który sprzedają ("To się otwiera?")- czasem czytają info na pudełku- sorry ale każdy nie analfabeta to potrafi!
  • panie siedzące na kasie w hipermarkecie nieczęsto mówią mi "Dzień dobry" choć zwyczajowo powinny! [Za brzydka jestem na taki mały gest, czy co? Często wydaje mi się, że tyko ja tak mam! Paniusie stojące przede mną w kolejce są witane zwyczajowymi słowami a ja "przemilczana" jakbym była powietrzem! (Może jestem dziwna ale gdy wchodzę do sklepików obsługiwanych przez małą liczbę osób- choćby ciucholandy- to zawsze mówię "Dzień dobry"- nie licząc na odpowiedź. Chyba przestanę... może rzeczywiście dla ludzi pracujących w sklepach dzień nie zawsze jest dobry?). Są oczywiście wyjątki- zawsze gdy robię zakupy w pewnej niemieckiej sieci dyskontów to zawsze słyszę "Dzień dobry"- mają tak "ustawiony" zwyczaj. Czy ja się czepiam??? Chyba nie! Często tak mam, że jestem pomijana i to mnie wkurza! Czy ja jestem jakąś kategorią podczłowieka, że można mnie zawsze olewać?]

      Żeby nie było że tylko narzekam, to dziś zawitałam do dawno nieodwiedzanego sklepu zoologicznego (właściwie sklepu z karmą i akcesoriami dla zwierząt! Żadnego żywego inwentarza! 

      Nie żebym się czepiała, bo w takich miejscach zwykle sprzedawcy dbają o "swój towar" - muszą go komuś w końcu sprzedać - ale wg. mnie to nie jest życie, gdy jesteś np.małym szczurowatym zwierzakiem w dużej klatce/akwarium i długo czekasz by ktoś zechciał ci stworzyć dobry dom- czasem po prostu lądujesz w wielkim akwarium jako pokarm dla większych gadzinowych osobników!). 

     Dawno tam  nie byłam - od podstawówki chyba! Musiałam kupić karmę dla żółwia, by "wyposażyć" go w odpowiednie składniki witaminowe na zimowy sen (kurcze coś nie śpi, bo za oknem "prawie wiosna"!). Wchodzę, patrzę... a tam ta sama urocza starsza pani, co przed laty! Aż dziw, że nie przeszła jeszcze na emeryturę i nie powierzyła "firmy" dzieciom! Miła uśmiechnięta i pomocna (do tego stopnia, że kupiłam też wapienko na stępienie rozrośniętej szczęki/paszczy, zamiast papieru ściernego, który przyszedł mi na myśl po tym, jak skalkulowałam ile mogłabym zapłacić weterynarzowi za "fachowe" usługi. Nie ma obaw żółw nie będzie poddany papierowej eksperymentalnej terapii!). 

     Takich sprzedawców chciałoby się spotykać jak najczęściej! Modelowy przykład z książki J.Girarda (no może 20 lat temu bardziej aktualnej)- sprzedawca dbający o zadowolenie klienta!

 

P.S. Ostatnio czytam prawie same książki na temat biznesu, marketingu, sprzedaży i bogacenia się. Część to (wg. mnie) psychologiczne bzdury z cyklu : "Uwierz w siebie! Zaprogramuj swoje myślenie na sukces! Powtarzaj sobie motywujące formułki! itd...", ale są i takie, które "uczą" fachowości w podejściu do klienta. Klucz do bogactwa jest tyko 1: Zadowolony klient to (prawie) pełnia do sukcesu!


Pół żartem, pół serio:


Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.